5/10/2017

PROLOG

Otaczały go zimne, stalowe kraty. Z wielką niechęcią musiał przyznać, że dobrze spełniały swoje zadanie. Wysysały z niego resztki pozytywnego nastawienia, z którym stawiał swoje pierwsze kroki w jednostce. Najzwyczajniejszy w świecie stop węgla i żelaza w zatrważająco szybkim tempie wpłynął na jego psychikę; wydawało mu się to równie niedorzeczne jak powód, przez który znalazł się w celi. Od najmłodszych lat żył w przeświadczeniu, że w tak negatywny sposób na człowieka może wpłynąć tylko i wyłącznie broń, jednak w tamtej chwili uświadomił sobie, że był w ogromnym błędzie.
Może gdyby miał więcej odwagi? Może gdyby potrafił się postawić? Może gdyby był zupełnie innym człowiekiem… Mały Elias nigdy się nie zmieni.
Do jednostki zgłosił się przed trzema tygodniami, jak to matce powiedział - by zmężnieć. Teraz siedział na chłodnej, betonowej posadzce z dołującą świadomością, że przy dobrych wiatrach wyjdzie jutro rano. Nie docierał do niego sens takich zachowań. Nie rozumiał też, dlatego miał być karany tylko dlatego, że był nowy.
Zrezygnowany szturchnął podeszwą metalowe pręty, których zgrzyt przypominał śmiech. Śmiały się z niego, tak jak trzech półgłówków, którzy właśnie próbowali wymknąć się z tej części podziemi. Jak bardzo by się cieszył, gdyby zostali przyłapani. Niestety w ostatniej chwili dostrzegli postawnego mężczyznę, zmierzającego z karabinem w ich kierunku. Nim ich zauważył, wycofali się. 
Wędrował wyprostowany z triumfalnym, nieco bezczelnym uśmiechem, podnosząc wysoko nogi. Pod nosem gwizdał jedną z tych melodii, które wszyscy znają, jednak nikt nie potrafi ich nazwać. Generał Liam Risvik wracał właśnie ze szkolenia bojowego, które jak zwykle, przeprowadził bezbłędnie.
- Witaj Viktorze! - przywitał się nad wyraz pogodnie z mężczyzną, którego ujrzał w jednym z pomieszczeń znajdujących się na najniższym poziomie jednostki.
Liam miał nawyk ukrywania swoich zmartwień pod grubą warstwą pewności siebie. „Okazywanie słabości prowadzi do braku szacunku” - jak to mówił jego ojciec. Dziś przejmował się poważną misją, której wykonania z wielkim trudem odmówił. Zrobił to prawdopodobnie z rozsądku, wiedział że jest ona samobójstwem.
- Jak mija dzień? - zapytał delikatnie uśmiechnięty, wąsaty mężczyzna, który siedział przy swoim ukochanym starym biurku.
- W porządku. Ty jak widzę i czuję, znów walisz nadgodziny - zauważył, zaciągając się zapachem nafty, który wypełniał pokój.
Viktor od dawna zostawał po godzinach. Był typem człowieka, który podchodził do pracy bardzo personalnie. Gdyby zostawił brudne i zakurzone bronie same sobie, sumienie najpewniej zjadłoby go zanim przyszedłby na swoją kolejną zmianę. Dlatego też, wiele osób śmiało się, że po śmierci będzie nawiedzał wojskowe podziemia, już zawsze siedząc na swoim drewnianym biurku, polerując lufy wielbionych przez niego karabinów.

Kilka korytarzy dalej, ciężkie kroki dwójki kompanów odbijały się echem od ścian. Wracali właśnie z męczącego szkolenia prowadzonego przez Liama.
- Odnoszę wrażenie, że na wojnie by nas mniej wymęczyli, niż nasz dzielny generał robi to podczas treningów - westchnęła Sanna, średniego wzrostu blondynka, niechętnie człapiąca w stronę szatni.
- Zależy mu na tym, żeby dobrze nas wyszkolić. Nic w tym złego - odparł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, dotrzymując jej kroku.
Był równie wykończony jak ona, o czym świadczyła rozpięta koszula od munduru, odkrywająca wyraźnie zarysowane obojczyki, oraz nieśmiertelnik z napisem Sebastian Ekker.
- Już jesteśmy dobrze wyszkoleni... Przecież wie, że nie ma do czynienia z bandą szeregowych - mruknęła, chociaż wiedziała, że do profesjonalnego zwiadowcy jeszcze jej daleko.
Zgłosiła się na tą pozycję, gdy tylko usłyszała plotkę o wakacie, jednak nie dlatego, że była to jej wymarzona praca. Unikała towarzystwa innych ludzi zawsze kiedy było to możliwe, a praca zwiadowcy umożliwiała jej wypełnianie swoich zadań w samotności.
Starszy od niej mężczyzna skinął tylko głową, by potwierdzić jej słowa. Po chwili zatrzymali się w szatni, gdzie mieli wziąć prysznic. Sanna poczekała, aż jej towarzysz zostawi ją samą. Nie lubiła rozbierać się przy samej sobie, a co dopiero przy atrakcyjnych mężczyznach. Mimo dwuletniego stażu w wojsku, jej ciało nie było nazbyt jędrne, to też czuła się zakłopotana, gdy miała zrzucić z siebie mundur.
Gdy tylko zsunęła z siebie koszulę, szybko wdarła się do kabiny prysznicowej. Z początku zdawało jej się, że słyszy dziwne odgłosy zza ściany, ni to krzyki, ni to jęki, jednak zapomniała o nich, gdy zagłuszył je dźwięk wody, lejącej się ze słuchawki prysznica.
Sanna oczywiście się nie przesłyszała. Isak, świetnie zbudowany, czterdziestodwuletni mężczyzna, stał właśnie ze spodniami i majtkami opuszczonymi do kostek, wbijając się w równie poważnie wyglądającą kobietę, która otulała jego biodra swoimi udami, siedząc przy tym na zakurzonej ławie. 
Było to już któreś z kolei spotkanie, które wyglądało w ten właśnie sposób. Mężczyzna przychodził do jej biura, mówiąc że potrzebuję z nią coś omówić, a ona jak gdyby nigdy nic, szła pełnić swoje obowiązki. Właśnie takie były, jego zdaniem, obowiązki kobiety w jednostce. Nie mówił o tym głośno, jednak myślał, że „baby są tu, by faceci nie musieli pakować się w dupy”. Za to dla niej ich spotkania były spełnieniem najgłębiej skrywanych marzeń.
Na co dzień była kobietą bardzo stanowczą i władczą, więc posiadanie, chociaż przez chwilę, mężczyzny tak silnego i męskiego, zaspokajało jej delikatną, kobiecą część. Uwielbiała odsłaniać delikatnie swe piersi, mrucząc “Pułkowniku, my nie powinniśmy”. Oczywiście nie miała tego na myśli. Wiedziała jednak, że kiedy to powie on weźmie ją jeszcze mocniej. Viveka kochała go nad życie, ale tylko w chwilach kiedy ją pieprzył. Pozwalał jej zapomnieć o całym świecie, a to, że wciąż nie mogła przypomnieć sobie jego nazwiska, nie było w takich chwilach dla niej ważne.

- Lovengen - wyczytał półszeptem Set Larsen, tutejszy archiwista, który pilnym wzrokiem, przeglądał listę nowo przyjętych do jednostki.
Uwielbiał tą pracę, całymi dniami siedział w półmroku, w zakurzonym zbiorze informacji o ludziach. Wygrzebywanie brudów o współpracownikach, sprawiało mu chorą przyjemność. Robił to tylko dla siebie, nie przekazywał tych informacji dalej. Dziś na jego celowniku, był mężczyzna, który właśnie dochodził w Vivece Borge, jego przełożonej. Gdy wśród setek nazwisk, w końcu trafił na swój dzisiejszy cel, błysk w jego oku, był tak wyraźny, że aż odbił się od szkła okularów. Czym prędzej, bezszelestnie, otworzył kartotekę i oddał się lekturze. Już pięć minut później wiedział, że Isak został przeniesiony z Oslo, przez jego problemy z agresją. Jednak Setowi nie było dane dogłębniej wczytać się w tekst.
Poczuł lekki wstrząs, który powoli narastał. Z sufitu spadło trochę kurzu, osadzając się na jego rozczochranej, blond grzywce i przyprószając przy tym szkła okularów. Uniósł wzrok, zastanawiając się, co spowodowało takie obruszenie. Początkowo pomyślał, że to źle uzbrojona mina lub coś w tym stylu, jednak już po chwili, rozległ się głośny dźwięk alarmu.
- Naruszenie bezpieczeństwa bazy, automatyczne zbrojenie nastąpi za sześćdziesiąt sekund - rozbrzmiał irytujący, robotyczny głos.
Dwudziestoośmiolatek, szybkim ruchem odłożył plik papierów na stertę, stojącą obok i udał się w stronę drzwi. Na korytarzu panował półmrok, a czerwone światła bezpieczeństwa, pulsowały rażąco. Zza drzwi na końcu korytarza, wyłaniała się twarz mężczyzny. Wystarczył rzut oka, aby Set ze stuprocentową pewnością stwierdził, że to właśnie o nim czytał. Zamknął drzwi i zmierzając w jego stronę, zawołał:
- Co się dzieje?
Ten jednak nie odpowiedział, najpewniej również nie znając przyczyny wstrząsu.
- Dwadzieścia sekund, do automatycznego zbrojenia - poinformowała uprzejmie jednostka sterująca.
Set rozejrzał się dookoła i ruszył w kierunku wyjścia z podziemi.
- Dziesięć, dziewięć, osiem…
- Co tu się dzieje? To alarm pożarowy? - zawołał, gdy tylko dostrzegł w oddali dwie sylwetki, zbliżające się w jego stronę.
- Do wyjścia! - zarządził bezkompromisowo Liam.
- Siedem, sześć, pięć… - odliczał bezwzględnie system.
Pod presją odliczanego czasu przyśpieszyli kroku.
- Cztery, trzy, dwa, jeden...
Stali przed schodami, które miały prowadzić ku górze, gdy na ich szczycie zaczęła opuszczać się, gruba, metalowa ściana.
- Jednostka zabezpieczona. Zbieram dane do raportu.



Dandy : 
Witajcie kochani czytelnicy, z tej strony Dandy! Piszę opowiadania od dziewięciu lat i bardzo mi miło, że w końcu udało się zacząć wspólny projekt z Esami. Mam nadzieję, że nasza nowa historia będzie dla Was tak ciekawa, jak dla nas ciekawe jest jej pisanie. xD Miłego czytania!

Esami : Halo halo (nie wiem co się ze mną dzieje, ale ostatnio zaczęłam tak mówić). Wiecie co? Cieszę się bardzo, że piszemy razem z Dandym Apocalypted. Kilka lat temu nie pomyślałabym nawet, że uda nam się napisać wspólnie dwa zdania. A tu taka niespodzianka! Po kilku godzinach dyskusji powstał prolog. Szok. Czekamy na Wasze opinie Kochani <3